Z mieczem na mury, czyli rzecz o zdobywaniu zamków

Średniowiecze to tradycyjnie rycerze i księżniczki... ale także i zamki. Skoro już o nich mowa to trzeba wiedzieć, że niełatwo na szczycie wzgórza zbudować kamienną wieżę, potem włączyć ją w system wysokich murów, wreszcie dobudować kolejne basteje, oraz całą infrastrukturę potrzebną do funkcjonowania powstałego w ten sposób mini-miasteczka, a następnie gotowy zamek otoczyć kolejnym murem, a być może także i fosą. Często trwało to dziesiątki lat i budowę kończyli spadkobiercy założyciela. Mimo to bogaci rycerze i książęta decydowali się na podjęcie tego tytanicznego przedsięwzięcia. Dobrze zbudowany "zamek" w odpowiednim miejscu mógł się bronić bardzo długo nawet przy pomocy niewielkiej załogi, stanowiąc jednocześnie doskonałą bazę wypadową. To tak na wypadek, gdyby żyło się w czasach, w których słowo "policja" nic nie znaczyło, a sąsiedzi mówili w innym języku, albo przysięgli wierność innemu panu. Jak jednak wiadomo, akcja budzi reakcję. Zamki nauczono się więc oblegać i zdobywać. Bynajmniej, nie stukając mieczem o kamienny mur. Problem ze średniowieczem niestety wciąż ten sam. Nie była to epoka, która pozostawiła po sobie całe biblioteki wypełnione pisanymi źródłami. Relacje z bitew często przekazywano sobie ustnie, a sam przebieg spisywano dopiero lata po wydarzeniu. Wiedząc o tym i o panującej w średniowiecznej sztuce zasadzie symbolizmu (przedstawianie wydarzeń w uproszczeniu i skupiając się na symbolach), oraz mecenatu (pisanie i malowanie na zamówienie konkretnej osoby) nie można tym relacjom bezgranicznie wierzyć. W większości przypadków, zwłaszcza jeśli nie istnieje wiele źródeł opisujących to samo wydarzenie historycy raczej domniemają niż z całą stanowczością twierdzą jak było. Po tym przydługim wstępie czas zatem na nasze domniemanie jak mogło odbywać się obleganie zamków i miast w średniowieczu, ze szczególnym uwzględnieniem machin oblężniczych.     Więcej >>